|
Pewnego razu Pers - nasz kolega, który zrobił
tę stronkę, powiedział, że na stronie powinien znaleźć się tekst
opowiadający o nas. Z napisaniem go zwlekałam długo, bo to nie jest takie
łatwe pisać o sobie. Chciałoby się pisać o pozytywnych stronach naszego
bytu, ale jak to ma się zrobić, kiedy o negatywach tak wiele się wie.
Tekst napisałam, ale czy oddałam nim rzeczywisty stan rzeczy…? Nie mnie to
oceniać…
Igorek, Ewelina
i Jacek
to my, czyli rodzinka Krawców. Niby
zwyczajna bieszczadzka rodzina, ale jednak każdy z nas jest inny, nie
tylko pod względem wyglądu, płci czy wieku, ale także pod względem tego,
co nas pasjonuje i wypełnia treść naszego życia. |
|
|
|
Ewelina
- teraz przede mną najtrudniejsze zadanie- opisanie siebie- spróbuję. W Bieszczadach
mieszkam od trzeciego roku życia. Moi rodzice przyjechali tu za
przysłowiowym chlebem, czyli do pracy w lesie, spodobało im się i tak już
zostali do dziś. Z zawodu jestem nauczycielem
języka polskiego i historii, pracuję w szkole w Wetlinie i staram
się jak najwięcej nauczyć nasze dzieciaki, choć może nie zawsze mi
wychodzi. No, ale nie będę tu pisać o sukcesach i porażkach w swojej
pracy. Kolejną moją pasją, bo oczywiście szkoła jest pierwszą, jest
malowanie. Maluję od około 5 lat i sprawia mi to z każdym
rokiem coraz większą przyjemność. Z tą pasją wiąże się również, a raczej
jest jej skutkiem prowadzona przeze mnie Galeria Czarny Kot, która
znajduje się w Cisnej. Można tam zakupić prace bieszczadzkich artystów,
wykonane w różnych technikach. W galerii oprócz obrazów, rzeźb i różnych
pamiątek można także kupić kwiaty z bibuły, które są mojego i mojej mamy
autorstwa. Kiedy zostaje mi trochę wolnego czasu, a zdarza się to rzadko,
wyciągam męża do teatru, lub na jakiś koncert, a nieco częściej na piwo do
zaprzyjaźnionego Cienia PRL-u. Natomiast gdy potrzebuję chwili
wytchnienia, zaszywam się w zaciszu domowym z dobrą lekturą w dłoni, bo
czytać bardzo lubię. |
|
|
|
Jacek-
nasz tata i mąż to typowa dusza towarzystwa, zawsze wesoły, zawsze
uśmiechnięty, zawsze z głową pełną zwariowanych pomysłów. Jest prawdziwym Bieszczadnikiem, nie takim, co to przyjeżdża w Bieszczady z miasta, bądź
to w celu zrobienia turystycznego biznesu, bądź po to, aby uciec od trudów
miejskiego życia i u nas zaistnieć, bo w mieście nie było dla nego
miejsca. Jacek to nie tylko Bieszczadnik pod względem sposobu bycia, ale
przede wszystkim, dlatego że się tu urodził, więc jego korzenie sięgają
Bojków. Jacek jest człowiekiem posiadającym wiele zainteresowań, czasami
mam nawet wrażenie, że za dużo, a ilość nie zawsze przekłada się na
jakość. Chyba największą pasją mojego męża są jego konie, których posiada
aż siedem, dzięki czemu może robić kuligi, bądź rajdy konne po górach,
które wszyscy mile wspominają, nawet, jeśli zabłądzą, co raz się zdarzyło
nawet takiemu wytrawnemu jeźdźcowi, który posiada odznakę Przodownika
Górskiej Turystyki Konnej. Ponadto Jacek lubi pracować w swojej
pasiece, z której mamy pyszny miodek. Praca ta, jak sam mówi wycisza go i skłania
do przemyśleń, a zarazem pozwala odpocząć, a trzeba tu dodać, że Jacek
jest pracowity jak pszczółka i niewiele ma czasu
nie tylko dla siebie, ale i dla rodziny i znajomych.
Jak już piszę o dużej ilości zajęć jakim się oddaje Jacek, to jeszcze
wspomnę o tym, że od niedawna jest członkiem Górskiego Ochotniczego
Pogotowia Ratunkowego, a więc jeśli ktoś zabłądzi,
lub złamie nogę, zawsze może liczyć na jego pomoc. |
|
|
|
Igorek
-
nasz syn ma zaledwie 5 lat. Jest
przedszkolakiem, który opowiada z zapałem bajkę o czerwonym kapturku i
uwielbia jeździć na rowerze, czego skutkiem są wiecznie obdarte kolana. O Igorku wszyscy mówią, że jest strasznym łobuziakiem, ale ci sami
powtarzają również, że jest bardzo kochany.
Reasumując- jesteśmy wesoła rodzinką z
głowami pełnymi pomysłów, więc drogi Turysto z pewnością nie będziesz się
u nas nudził! Zapraszamy! |
|
|